Pracownica zakładu bukmacherskiego, która ucierpiała w czasie napadu rabunkowego, nie dostanie odszkodowania za utratę zdrowia i urody. Do napadu na punkt przyjmowania zakładów sportowych doszło późnym wieczorem tuż przed jego zamknięciem. Napastnik najpierw dusił pracownicę, a później skrępował ją plastikowymi zaciskaczami. Po tym, gdy udało się jej uwolnić i włączyć alarm antynapadowy, złodziej pobił ją jeszcze raz i zbiegł. Zabrał ze sobą kilkudniowy utarg i torebkę pracownicy. W wyniku napadu pracownica poza dotkliwymi siniakami na twarzy miała także złamany nos. Pracownica wystąpiła z pozwem przeciwko swemu pracodawcy o wypłatę 50 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdę doznaną w godzinach pracy. Podstawą odpowiedzialności pracodawcy miał być art. 415 kodeksu cywilnego w związku z art. 444 i 445 k.c. Sąd zarówno pierwszej, jak i drugiej instancji nie dopatrzyły się podstaw do przyznania pracownicy zadośćuczynienia. Sędziowie ustalili, że firma dbała o bezpieczeństwo zatrudnionych, wszystkie punkty były chronione przez lotny patrol firmy ochroniarskiej. Poza tym na kilka miesięcy przed napadem zatrudnieni dostali informację dotyczącą zasad zachowania w czasie napadu. Sędziowie uznali więc, że nie ma podstaw do obciążenia pracodawcy skutkami napadu rabunkowego. Brakuje związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy tym zdarzeniem a zachowaniem przedsiębiorcy. Sądy stwierdziły, że napastnik to osoba trzecia, za którą pracodawca nie może ponosić odpowiedzialności. Pracownica w skardze kasacyjnej do Sądu Najwyższego zarzuciła, że jej pracodawca miał obowiązek odpowiednio zabezpieczyć punkt, np. szybami oddzielającymi pracowników od klientów, indywidualnymi pilotami uruchamiającymi alarm czy całodobowym monitoringiem, nawet jeśli nie zobowiązują go do tego przepisy. Sąd Najwyższy w wyroku (sygn. akt: III PK 146/15), oddalił skargę pracownicy. Sędziowie uznali bowiem, iż firma stosowała zwykłe przy prowadzeniu takiej działalności środki bezpieczeństwa i nie naruszyła swoich obowiązków.

Źródło: rp.pl